| Hunter: Avendzer Dragon
| |
| Autor: Kitabake
RPG Maker: 2000 Wersja: Pełna Gatunek: JRPG Język: Polski Rozmiar: 1,2 MB Ocena: 4/10
Informacje dodatkowe: - Aktualna wersja: 1.8
| | |
| DOWNLOAD | DYSKUSJA FORUM | |
Jakkolwiek bardzo cenię sobie próby niestandardowego podejścia do RM-owej twórczości, to - z lekkim zażenowaniem - muszę przyznać, że tak naprawdę dopiero widok RTP-owych grafik i dźwięki dziarskiej muzyczki z tegoż RTP powodują, że miękną mi kolana, a po plecach przechodzi rozkoszny dreszczyk. Hunter: Avendzer Dragon to jedna z gier, w których tych dóbr, tak pożądanych przeze mnie, znaleźć można pod dostatkiem.
Bohaterką gry jest dziewczę o wdzięcznym imieniu Emeralda, które to, znudzone życiem w leśnej chacie, wybiera się pewnego dnia na poszukiwanie przygód. Długo szukać nie musi - już po kilkunastu krokach napotyka niejakiego Ruby'ego, który oznajmia jej, że jest ona - ni mniej ni więcej - tylko jednym z wybrańców, a jej celem jest zabicie smoka Avendzera. I to właściwie cała fabuła. Przyznam, że w pewien sposób urzekła mnie bezpretensjonalna bezpośredniość autora, który nie próbował nieudolnie zwodzić gracza, wmawiając mu aż do finału gry, że Emeralda to zwyczajna dziewczyna, a fakt, że spotykają ją nadzwyczajne rzeczy, to wyłącznie dzieło przypadku. Niemniej jednak trzeba jasno powiedzieć - choćby kawałek jakiejś w miarę sensownej historii dobrze by grze zrobił.
Skoro nie ma w grze opowieści, to co można w niej znaleźć? Przede wszystkim walki, w ilościach nieomal przekraczających ludzką (a w każdym razie moją) wytrzymałość. W praktyce rozgrywka polega na tym, że po przystaniu do jednej z dwóch frakcji (rzecz jasna, po wykonaniu prostego zdania), można sobie wyjść na mapę świata, po tejże wędrować od lokacji do lokacji, pokonywać hordy kolejnych przeciwników, a od czasu do czasu jakiegoś minibossa. Autor i tu wykazał się wiernością tradycji i walki toczą się w standardowym systemie. Ich poziom trudności jest, hm, mocno zróżnicowany. Niektóre są banalnie proste, inne niebotycznie trudne, a z rzadka trafiają się takie w sam raz. O ile nie wszystkich minibossów udało mi się pokonać, to tytułowego Avendzera załatwiłam w jednym, nieszczególnie fatygującym, podejściu. Wnioskuję z tego, że ten aspekt gry nie udał się autorowi najlepiej, bo chyba jednak powinno być odwrotnie. Monotonię walk nieco ożywia rozmaitość przeciwników i niepospolita fantazja nazewnicza autora - dla przykładu: możemy sobie powalczyć z wkrętkiem, wężozaurem wodnym, zwłokojadem i - moim osobistym faworytem - sęmpozaurem (tak, tak, to nie pomyłka). A będąc już przy sęmpozaurze - pomimo zapewnień autora, że ta wersja gry została pod względem ortograficznym poprawiona, na wirtualnej półce pewnego sklepu z bronią radośnie sąsiadują ze sobą skórzana zbroja i
skóżany hełm.
Grę urozmaica kilka, nawet fajnie pomyślanych, dodatków. Po pierwsze - środki transportu. Startujemy - jakżeby inaczej - na piechotę, aby z czasem przesiąść się na tratwę, statek, a w końcu polatać sobie na smoku. I są oczywiście miejsca, do których dostaniemy się tylko i wyłącznie korzystając z jednej konkretnej opcji transportowej. Bo następny bonus to właśnie ukryte (niezbyt mocno) miejsca, w których np. można kupić ekstraordynaryjną broń, czy też pogadać z NPC-ami udzielającymi porad, co do gry (w tym z samym autorem, który zainteresowanym opowie historię powstawania swego dzieła). Po drodze można zbierać żaby, nie wiem dokładnie, po co, bo jednej do kompletu mi zabrakło. Interesujący jest też sposób, w jaki Emeralda uczy się dodatkowych umiejętności. W tym celu nie wystarczy zwyczajnie osiągnąć konkretnego poziomu (aczkolwiek to też warunek sine qua non), ale koniecznym jest także zajrzenie w głąb duszy bohaterki. Jak? Ciekawi niech sprawdzą sobie sami. Do kompletu ciekawostek jest też sala osiągnięć, gdzie sukcesywnie pojawiają się, gromadzone w trakcie gry, trofea. Szkoda tylko, że jest to jedyna naprawdę paskudna mapka w grze, co trochę psuje - miły skądinąd - efekt.
Hunter: Avendzer Dragon z pewnością nie jest pozycją wybitną, ale swój prosty urok ma. Odrobinka narracji, ciekawsze walki, kilka skrzynek (nie ma ani jednej!) i mógłby być kawałek całkiem udanego RPG-a. Ale w obecnym stanie to raczej idealne narzędzie do sprawdzenia własnych reakcji psychofizycznych na duże dawki RTP - jak ktoś je lubi, to da radę. Ale jeśli nie, to niech raczej na wolny wieczór znajdzie jakąś inną grę. Albo jeszcze lepiej wyjdzie z domu i sam poszuka przygód - w końcu czasami prowadzi do nich tylko kilkanaście kroków.
Szefie/mistrzu/kierowniku masz może 2 zole na bouke??
System walki prosto z RPG Makera 2000.
Mistrzu, spokojnie, bo wyglądasz jak demon.
Spacer po rtpowej wiosce.
Tekst: Kleo
email:
mail_kleo@o2.pl