Po zagładzie Ziemi
Scenariusz 64
Gatunek: science fiction (sci-fi)
Jest rok 2230. W ziemię uderza wielki meteoryt. W obliczu licznych i przybierających wciąż na sile kataklizmów, ocalałe resztki ludzkości muszą opuścić planetę, którą dotąd nazywali domem. Na miejsce swojej pierwszej pozaziemskiej kolonii wybierają niedawno odkrytą planetę, której atmosfera bardzo przypomina składem atmosferę ziemską. Kiedy docierają na miejsce, nie bez zdziwienia dostrzegają na planecie ślady inteligentnego życia. Jednym z tych śladów są na przykład ruiny jakiejś wielkiej budowli. Wygląda na to, że do jej zniszczenia doszło całkiem niedawno. Dowodem na to mógł być na przykład fakt, że zwalone mury gigantycznego budynku nie były jeszcze zmurszałe.
Wszystko wskazuje na to, że przyczyną jej zniszczenia była jakaś broń, znacznie doskonalsza od którejkolwiek ziemskiej. Uwzględniając to oraz fakt, iż okolica, w której wylądowali jest wyniszczona, a liczne budynki miasta, w którym się znaleźli spalone i zrównane z ziemią, ludzie doszli do wniosku, że trafili na wojnę pozaziemskich ras. Zdając sobie sprawę z zagrożeń związanych z walką tajemniczych istot kolonizatorzy chcą opuścić niebezpieczną dla nich planetę. Na drodze do realizacji tego planu staje im jednak sam statek kosmiczny, który uległ nagłej awarii.
Zapada noc, a pasażerowie bezużytecznego - do czasu naprawienia - pojazdu zagłębiają się w ruiny, które dostrzegli jako pierwsze, mając nadzieję, że dadzą im one pewniejsze schronienie niż spanie pod rozgwieżdżonym niebem. Następnego dnia budzą się i dostrzegają że na wielkim czarnym głazie, który poprzedniego dnia był całkiem gładki, ktoś zostawił w nocy tajemnicze runy, których nikt nie potrafił odczytać. Na skutki tej niewiedzy nie trzeba było długo czekać.
Bo oto następnego ranka obudziła się już tylko połowa przybyłych na planetę ziemian. Druga połowa natomiast zapadła w dziwny stan podobny do śmierci, od której odróżniał ją tylko jeden szczegół. Ciała były nadal ciepłe. Na kamieniu zaś pojawił się kolejny napis ostrzegający, że odtąd każdy dzień zwłoki będzie kosztował ich życie jednego ogarniętego dziwną śpiączką współtowarzysza. Ten epizod uświadomił wreszcie rozbitkom, że nie mogą dłużej zajmować tego terenu i ponieważ z przyczyn technicznych nie mogli całkiem opuścić wrogiej planety, postanowili chociaż wynieść się z ruin miasta, aby pokazać swoim wrogom, że nie bagatelizują wysyłanych przez nich sygnałów. Przerwali więc naprawę uszkodzonego pojazdu i położywszy poszkodowanych na zabranych z ziemi materacach podnieśli ich (każdego uśpionego człowieka niosło dwóch z tych, którzy pozostali w pełni sprawni), poczym ruszyli w drogę.
Na czele ocalałej grupy stanął były żołnierz, którego pozostali wybrali jako mającego największe doświadczenie z działaniami wojennymi. Przez jakiś czas maszerowali w spokoju i nieszczęśnicy zaczynali mieć nadzieję, że gniew nieznanych istot osłabł z chwilą opuszczenia przez ludzi ich dawnego stanowiska. Niestety, mylili się. Niespełna dwa dni po opuszczeniu zrujnowanego miasta, wędrowców zaatakowały wynaturzone postaci, które ostrzeliwały ich z laserów.
Wszyscy z wyjątkiem żołnierza padli pod ciosami nieprzyjaciół. Do niewoli trafili również ludzie, których opanowała tajemnicza śpiączka. Sam żołnierz natomiast spotkał się w bezpośrednim pojedynku z dowódcą szkaradnych istot, których skóra w przeciwieństwie do ludzkiej była szorstka i pokryta łuskami. Decyzję jaki będzie przebieg i wynik tej walki pozostawiam twórcy ewentualnej gry.
Po tym starciu gracz starał się nie narażać i nie rzucać w oczy tajemniczym prześladowcom. Niebawem też wydostał się z rozległych, wyniszczonych wojną terenów, które mogły być kiedyś zamieszkane i zagłębił się w lasy, nie zachęcające wcale do tego swoim wyglądem. Było to jedno wielkie pogorzelisko. I wtedy właśnie ich zobaczył. Wyglądali jak ludzie, ale o połowę od nich niżsi.
Żołnierz przypuszczał, że jest to ta rasa, z którą są skonfliktowani jego wrogowie.
Gracz podążył za jedną z takich grup tych dziwacznych i, wydawało się, skrajnie zacofanych mieszkańców tej wrogiej planety. Nie sądził, by mogli pomóc mu wiele w starciu z ich wspólnymi wrogami. Zawsze jednak lepszy taki sprzymierzeniec niż żaden. Z takim nastawieniem dotarł do jednej z wiosek liliputów i uzyskał ich poparcie u wodza dziwacznego plemienia. Przy pomocy szybko się uczących tubylców skonstruował z materiałów zabranych ze statku kosmicznego pociski, które miały mu posłużyć jako element zaskoczenia. Liczył bowiem, że wrogowie, których dzielił z dziwacznym plemieniem, nie będą mieli możliwości obrony przed atakującymi, posługującymi się bronią z innej planety.
Następne starcie z pokrytymi łuską potworami wygrali, zgodnie z przewidywaniami, konstruktorzy nowej broni. Przy następnym jednak spotkał ich gorzki zawód. Walkę przegrali, ponieważ okazało się, że ich przeciwnicy najwyraźniej zapoznali się dogłębnie z budową broni, jaką żołnierz i jego ludzie się posługiwali. To zaś umożliwiło im opracowanie innej, która pozwoliła im przetrwać. Mieli również lepszą, niż poprzednio, strategię. W związku z powyższym główny bohater i jego niscy sprzymierzeńcy podjęli ryzykowną wyprawę do bezużytecznego statku, który dziwnym trafem nie został jeszcze zniszczony i obrabowany.
Kiedy tam dotarli, zebrali materiały do wytworzenia kolejnej broni, która nie miała nic wspólnego z poprzednią. Tak uzbrojeni udali się pod przewodnictwem przywódcy plemienia liliputów do miejsca, gdzie stała główna twierdza ich pokrytych łuską wrogów. Posługując się bombą zbudowaną z połączonych materiałów ziemskich i tych użyczonych przez nowych sojuszników (połączenie to miało na celu zwiększenie siły rażenia) zniszczyli doszczętnie siedzibę przeciwnika i skończyli raz na zawsze z jej ponurymi mieszkańcami.
Na koniec głównego bohatera spotkała jeszcze jedna niespodzianka, która ucieszyła go nawet bardziej niż samo zwycięstwo. Udało się bowiem uwolnić tych, którzy zostali porwani przez tajemnicze stwory, podczas ich ataku na wędrujących rozbitków.
Leki, których użyczyli żołnierzowi jego nowi sprzymierzeńcy, umożliwiły również wyleczenie ich z tajemniczej śpiączki. Nie zaszkodziła im też detonacja bomby, ponieważ szopa, w której zostali zamknięci znajdowała się w znacznej odległości od obleganej twierdzy.
Odtąd dwie rasy połączone przez wspólnego wroga, którego pokonały, żyły obok siebie w atmosferze pokoju. Brak kolejnych wojen natomiast umożliwił ludziom założenie upragnionej kolonii.
Autor: Jakleon
email:
jakub-paleontolog@wp.pl