Recenzja gry

 
 
 
Zokus - Rubicante
(Lartarin)

data wydania: maj 2014
maker: VX Ace
gatunek: rpg



DOWNLOAD

Ta dziwna, męcząca umysł, dłużąca się, aczkolwiek oryginalna gra pewnie jeszcze przez długi czas odbijać mi się będzie czkawką. Jeśli lubicie ból głowy, a dodatkowo macie dużo wolnego czasu, koniecznie musicie w to zagrać!

Fabuła:

W grze wcielamy się w ślepego zabójcę, a raczej mordercę, przemierzającego bezkresy krainy Zomonis. Owy socjopata z patologicznej rodziny z wdziękiem betoniarki zabija wszystko, co napotka na swojej drodze.

Mechanika:

Po startowym dialogu dostajemy kontrolę nad… mężczyzną, lub nieurodziwą kobietą któremu/której Urząd Stanu Cywilnego spłatał nie lada figla, wpisując jemu/jej w akcie urodzenia – w rubryce imię – „?????”. Po krótkim wprowadzeniu zaczynamy poruszać się po ogromnych lokacjach, eksterminując najczęściej bezdotykowo wszystko co żyje, zanim nam jeszcze zdąży powiedzieć, że jest tu choćby przez przypadek. I znowu wracamy do eksplorowania ogromnych lokacji, choć słowo „eksplorowanie” w tym przypadku tyczy się wyłącznie chodzenia, a jeśli przytrzymamy domyślny przycisk biegu, to wleczenia się. Jednak nie powinno spędzać wam to snu z powiek, bowiem „wykozaczone coś” pod naszą kontrolą to bestia z pięciocyfrowym HP, i czterocyfrowym MP. Nie można pominąć kwestii niesamowitej empatii „bohatera”. Objawia się ona zwłaszcza w kontaktach ze skrzynkami. Jesteśmy wtedy światkami radosnych „…”. W końcu skrzynka… też człowiek…? Podczas mojej traumy miałam okazję być operatorem jeszcze dwójki bohaterów, którzy nie byli ludobójcami. Podobnie jednak jak panem nr jeden, wleczemy się nimi po niekończących się mapach…Zzz…Zzz… Jeszcze dialogi, tak dialogi. Z uwagi na ból głowy spowodowany całokształtem gry nie przywiązywałam do nich szczególnej uwagi. Domniemam, że autor gry zrobił to celowo. Wcześniej już wspomniane wleczenie się, daje nam możliwość dłuższego przebywania w danej lokacja. Świetna sprawa. Rozumiem, że z uwagi na rozległe i liczne mapy, bieganie w tej grze zostało uznane za zbędne. Przesuwanie głazów, wpisywanie kodów z „kapelusza” to pewnie tylko nieliczne atrakcje, które na nas czekają. A propos walki, skrypt na nią, jest tu odpowiednio dobrany i subiektywnie nie mam jej nic do zarzucenia.

Mapy/Grafika:

Mapy wyglądem nie rażą, wszystko jest czytelne dla oka. Drzewka takie i siakie, krzewy, trawy, skały…blablabla… Oczywiście widywałam lepsze twory, jednak te nikogo nie powinny odstraszać. Oryginalna grafika (battlersy, fejsy) to duży plus tej produkcji. Widać ogromne zaangażowanie autora w to, aby jego dzieło graficznie wyróżniało się na tle innych.

Oprawa audio:

Gothic, Wiedźmin… nie, nie! Tym razem znowu Final Fantasy! Przypomnę, że przy okazji „Zwiczych Opowieści II”, autor również użył wielu motywów z Final Fantasy… Dodatkowo folder z muzyką zajmuje 205 mega! Ale co tam, im więcej tym lepiej! Miejmy nadzieję, że w (domniemanej) kolejnej produkcji autor użyje muzyki z… Final Fantasy.

Tabletka od bólu głowy, mocna kawa i dobra muzyka. Nie wiem tylko, czy pomoże to na czkawkę, bo wciąż daje się we znaki. Gra jest specyficzna, momentami klimatyczna i wszystko jest z nią okej, tylko ze mną źle.

PLUSY:
-oryginalny świat
-własna grafika postaci

MINUSY:
-wielkie i mnogie mapy
-osłuchana ścieżka dźwiękowa
-nużąca

FABUŁA: 2+/6
GRAFIKA: 4/6
KLIMAT: 3/6
MUZYKA: 2+/6
MECHANIKA: 3+/6

ŁĄCZNA OCENA: 3-