Recenzja gry
Shattered Samurai
- ArCsLnGa StUdIoS
(Preki)
data wydania: 2002
maker: 2000
gatunek: jRPG
DOWNLOAD
Shattered Samurai... Ten tytuł przywołuje moje wspomnienia z pierwszych dni w RPG Makerze. Nie miałem jeszcze stałego dostępu do internetu, więc gdzie tylko mogłem, ściągałem z Twierdzy co się dało, by nauczyć się z innych gier co i jak robić. Shattered Samurai pośród innych tytułów początkowo mi zaimponowało i przez jakiś czas była czymś, co stawiałem za niedościgniony wzór, ale nigdy nie udało mi się daleko zajść. Po niemal dziesięciu latach, zachęcony przez X-Techa (który również poprawił, jak się okazało, nieźle zabugowaną grę) postanowiłem przejść ją. Czy jest taka niesamowita za jaką ją miałem kiedyś?
Fabularnie za to ciężko powiedzieć cokolwiek jednoznacznie. Opowieść zaczyna się dość przyzwoicie. Nasz bohater ma zamiar zemścić się na wrogim klanie samurajów, ale zanim to zrobi pójdzie do sklepu po bułki dla siebie i dla brata. Po drodze, uwaga spoilery, walcząc z losowo napotkaną dziewczyną-ninja, zabijając swojego mentora, obłąkanego pacyfistę który zamierza doprowadzić do pokoju zabijając protagonistę oraz dwóch zabójców którzy wyrżnęli w pień pobliską wioskę. Żeby było dziwniej, prawie wszystkie te walki nie są w jakikolwiek sposób uzasadnione fabułą i są zupełnie poboczne - trochę dziwny sposób prowadzenia historii. Tak jak w przypadku zwojów, i tutaj trzeba natłuc potworów, żeby mieć pieniądze na jedzenie dla brata, które kosztują 150 jenów.
Wizualnie większość gry jest fajna, z czego najlepiej jest wykonana wioska naszego bohatera. Trochę nie pasuje mi prześwitywanie charsetu postaci podczas chodzenia w niskiej trawie czy kwiatach. Jednak są też miejsca absolutnie obrzydliwe, jak chociażby wioska Usaka, w której trawa wygląda jak rozlany szlam z Dooma, a w samej wiosce są tylko dwa budynki i wyjście do portu. W dodatku sklep, w którym kupujemy jedzenie, ma chipset kompletnie odmienny od, wydawałoby się, staro japońskiego stylu reszty gry - mianowicie wygląda jak z gry w klimatach science-fiction. Grafiki postaci - o ile charsety, choć część pochodzi zapewne z generatora charas-net, wyglądają dość przyzwoicie na pierwszy rzut oka, to animacje ataku są nieco karykaturalne. Twarze już natomiast to kompletny zbitek wszystkiego co się da i skąd się da, bez ładu i składu.
Udźwiękowienie prezentuje się na podobnym poziomie. Pomimo dość bogatej kolekcji plików MIDI, które autor miał do dyspozycji, muzyka jest użyta w dość losowy sposób, nie budując tym samym odpowiedniego nastroju. Samym efektom dźwiękowym nie mam nic do zarzucenia - poza okrzykiem bojowym bohatera. Ja wiem, że efekt ten jest po to, żeby poczuć moc swojego ataku, ale po dłuższym czasie zaczyna irytować, i fajnie by było, gdyby dało się go wyłączyć niczym w Curse of Silence.
Skoro wspomniałem wcześniej o klimacie i spójności, to po dłuższym graniu można zauważyć, że gra naprawdę odbiega od Japonii i samurajów. Na samym początku w oczy uderzają typowo zachodnie imiona - Charles, Max i Jennifer. Serio? U samurajów i ninja takie imiona? Ale spokojnie, to jakoś przełknąłem. Za to język użyty w dialogach - tego się nie spodziewałem, "fucki" i "shity" zaskoczyły mnie absolutnie - bohater zupełnie nie wyraża się, jak na samuraja przystało.
PLUSY:
-zręcznościowy system walki
-menu własnej roboty
-wciąga mimo bezsensowności fabuły
MINUSY:
-miejscami niespójny klimat i fabuła
-bossowie zwykle nie wyróżniający się od innych przeciwników
-lagujący licznik HP
FABUŁA: 3/6
GRAFIKA: 4/6
KLIMAT: 4/6
MUZYKA: 3/6
MECHANIKA: 4/6